Info

Więcej o mnie.



Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec5 - 0
- 2013, Maj11 - 4
- 2013, Kwiecień3 - 1
- 2013, Marzec2 - 0
- 2013, Luty2 - 0
- 2012, Grudzień1 - 0
- 2012, Listopad1 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień19 - 16
- 2012, Sierpień29 - 17
- 2012, Lipiec30 - 31
- 2012, Czerwiec23 - 28
- 2012, Maj18 - 47
- 2012, Kwiecień8 - 0
- 2012, Marzec4 - 0
- 2012, Styczeń1 - 1
- 2011, Listopad2 - 0
- 2011, Październik2 - 0
- 2011, Wrzesień10 - 0
- 2011, Sierpień25 - 4
- 2011, Lipiec26 - 6
- 2011, Czerwiec14 - 0
- 2011, Maj9 - 0
- 2011, Kwiecień6 - 0
- DST 85.00km
- Podjazdy 1050m
- Sprzęt Matthew (Trek 1200)
- Aktywność Jazda na rowerze
Najcięższe 85 km w moim życiu...
Piątek, 22 czerwca 2012 · dodano: 22.06.2012 | Komentarze 2
Dobra, nie będę narzekał, bo swobodnie mógłbym być jednym z bohaterów mitu o Dedalu i Ikarze. Ale od początku...Zaczęło się o 6:15, kiedy to moje ciężkie powieki powoli otworzyły się, a reszta ciała odmałpowała od nich tę czynność. Było bardzo ładnie, lecz rano mgła osiadała jeszcze zbocza gór.

Jechało się fantastycznie - średnia do Nowej Wsi wynosiła równo 25,4 km/h. Jednak wtedy zaczął się po prostu dramat. Niebo naraz stało się czarne, a deszcz zaczął padać w mgnieniu oka. Woda oczywiście na dobre zadomowiła się w moich butach, nie mówiąc już o reszcie ubrania... Najgorsze było jednak to, że nie miałem gdzie się schować. W końcu po 5 minutach znalazłem przystanek.
Siedziałem tam sporo, bo 30 minut. W tym czasie drogi zamieniły się w rwącą rzekę, a ostatni autobus z tej miejscowości odjechał 3 godziny temu. Stwierdziłem, że nie ma sensu czekać i pognałem do Birczy, mając nadzieję, że może tam uda mi się pojechać do domu autobusem.
Tak też się stało, następny odjeżdżał za 2h. Czas się dłuuuużył, czekałem, czekałem, a lać nie przestawało. Po około godzinie zrobiło się jako tako, a w kierunku Przemyśla zaczęło się obiecująco przejaśniać. Deszcz wciąż padał, ale postanowiłem pojechać. Licznik dawno już przestał działać i nawet nie chciało mi się go poprawiać. Przez Korzeniec jechałem jak w transie, dostałem taki zastrzyk siły, że aż sam się dziwiłem. Później nastały jednak zjazdy, w tym Góra Olszańska z której zjeżdżałem - tak myślę - około 10-15 km/h. Było po prostu potwornie ślisko i nie chciałem dziś pobić rekordu na skoczni w Vikersund.
Widoki były jednak piękne, lecz nie miałem już ochoty zatrzymywać się i robić zdjęć. Zmusiłem się do zrobienia jednego, które jest jakie jest...

...ale nie chciało mi się już chodzić po błocie.
W okolicach Krasiczyna przestało padać i powrót do Przemyśla już bez żadnych wrażeń.
Wypad na PLUS! :)
Kategoria (50; 100>